Czas: mniej więcej 20 miesięcy wcześniej
Realia: zgodne z:
- http://ardhi.forumpolish.com/t294-tbd-mane-x-sunvaar
- http://ardhi.forumpolish.com/t261-tbd-mane-x-sargon
- kilka innych wątków, przybliżonych w historii Manea i jego retrospekcjach
W ostatnich dniach, moi wartownicy dali mi znać, że ktoś naruszał nasze przygraniczne tereny. W normalnej sytuacji spodziewałbym się, że to pozostałe dwa wrogie stada infiltrują mnie i szpiegują, tylko jedna rzecz się nie zgadzała. Ślady były… z całkiem przeciwnej strony niż miejsca zajmowane przez moich przeciwników. Czy to możliwe, że robili wielkie koło by wejść od drugiej strony? Tak, było to możliwe, ale niezwykle mało prawdopodobne i trochę bezsensowne. Owszem, ta strona była rzadziej patrolowana ale z drugiej strony, w razie napotkania moich lwów, przeciwnik nie miał szansy na ucieczkę. Odcięty moimi terenami od swojego stada raczej nie mógłby liczyć na łatwe zwianie czy posiłki. Więc bardziej prawdopodobny był intruz spoza krainy. A tacy nie zdarzali się często. W każdym razie, kim by on nie był, postanowiłem dorwać drania. I właśnie w tym celu zacząłem wysyłać regularne patrole w tamte okolice. Póki co bez sukcesu, ale wierzyłem w Prawo Wielkich Liczb. Przy odpowiedniej liczbie patroli, jaki ostrożny by intruz nie był, w końcu powinien natrafić na wartowników i być schwytanym. Statystyka, logika, rachunek prawdopodobieństwa i inne rzeczy, które królowały na moich terenach a których często mocno mi brakowało w krainie, do której trafiłem wiele lat później, wyraźnie o tym mówiły.
Właśnie w tej chwili jeden z takich patroli przemierzał tereny graniczne mojego stada. Oczywiście złożony z trzech lwów, jako że ta liczba wydawała się najbardziej rozsądna. W wypadku dostrzeżenia problemu, jeden spokojnie mógł wezwać posiłki a dwa pozostałe osobniki zająć się albo dorwaniem intruza, jeśliby był jeden, lub śledzeniem grupy intruzów, w oczekiwaniu na pomoc, jeśliby ich było więcej. Póki co było spokojnie i żaden z trójki lwów nie wyczuł podejrzanych zapachów ani nie zobaczył dziwnych śladów. Parę tropów zwierzyny, jakiś drobny drapieżnik. Nic niepokojącego. Gdy trójka wartowników dotarła na niewielkie wzgórze, z którego był dobry widok na okoliczną sawannę, położyli się w wysokiej trawie w cieniu drzewa, mając świadomość, że w takiej sytuacji są praktycznie niedostrzegalni dla potencjalnego intruza, samemu mając świetny widok na całą okolicę.