Re: Mane i Anubis [zamknięty]
: pn paź 15, 2018 8:05 pm
Wielkolud nic nie odpowiedział na moje groźby. Może rzeczywiście trochę przesadzałem z truizmami? Więzień nie był głupi – musiał mieć świadomość, że w dowolnej chwili mogę go zabić. Chociaż musiałem przed sobą przyznać, że podkreślanie mojej władzy nad nim, dawało mi niejaką satysfakcję. Zastanowiłem się nad jego słowami. Kolejne potwierdzenie jego inteligencji i przenikliwości? Owszem, istniała szansa, że to na pamięć wykute frazesy, przygotowane na wypadek chwili jak ta, ale… ale raczej uważałem to za mało prawdopodobne. Raczej olbrzym sprawiał wrażenie, jakby to sam wymyślał. Chociaż ciężko było stwierdzić, na ile tak uważa… czy też tylko wymyśla słowa pod kątem tego, co mogłoby mi się podobać. W sumie… nie miało to większego znaczenia. Druga opcja czyniłaby go może i fałszywym, ale za to cholernie inteligentnym. A inteligencja… cóż, była cechą, którą ceniłem… u niektórych lwów. Bo w przypadku regularnych wojowników… cóż, głupota była jednak zaletą. Wojsko nie mogło być zbyt mądre – w końcu miało tylko wypełniać rozkazy, przy jak najmniejszej własnej inicjatywie. Zastanowiłem się, co mu odpowiedzieć. Zasugerować, że jeśli lubi czuć życie, to przykro byłoby, gdyby je stracił? Po chwili wahania uznałem to za zbyteczne. I tylko skinąłem mu milcząco łbem. Tak samo jak sugestie, że nikt nie przebije mojej oferty. Byłem ciekawy, co przez to rozumiał. Bo obecnie… to owszem, byłem jedyny, który go trzymał spętanego, więc nikt nie był w stanie oferować mu tego, co ja – czyli przeżycia kolejnej doby, zobaczenia kolejnego wschodu słońca. Ale gdyby nie był w mojej mocy? Cóż, inne stada były potężniejsze. Miał tego świadomość? Nie wiedziałem… ale przecież nie będę z nim o tym rozmawiał, bo jeśli o tym nie wie, to lepiej by się tego nie dowiedział, uważając mnie za najpotężniejszego. Wiedza była cenna.
- Tak, problematyczny. I problemowy również – odpowiedziałem mu, zastanawiając się, czy rozumie różnice między znaczeniem tych dwóch słów. Wiele lwów używało je błędnie.
- Tak? A w jak bardzo nieprzychylnych środowiskach przebywałeś? Pierwszy raz w niewoli? – zapytałem z ewidentnie fałszywą troską, którą w zasadzie można było odczytać jako ironię i wyśmiewanie. Chciałem go sprowokować, by coś za dużo powiedział. Że był w niewoli, co mogłoby sugerować, że jego wizyta na moich terenach to ultimatum zawarte z innym stadem. Albo że był w niewoli i jakoś zwiał. Lub też przyznanie się, że to najgorsza sytuacja w której trafił. Co by nie powiedział, mogłem z tego wyciągnąć jakąś informację. A im byłby bardziej wzburzony, tym większa byłaby szansa, że mówi szczerze, a nie jedynie próbuje mnie zmylić i oszukać.
Zerknąłem zaskoczony na jego ogon, który zaczepiał mnie, oplatając go wokół łapy. No tego się nie spodziewałem. Już mu go raz przygniotłem, więc chyba mógł się domyślać, że zawsze mogę to powtórzyć. Jak to miałem odebrać? Prowokował mnie do czegoś? Zachęcał? Zawahałem się, słysząc słowa o zaspakajaniu zachcianek. Miałem wrażenie, że nie chodzi mu o wykonywanie rozkazów… tylko o coś więcej. I nie powiem, zaskoczyło mnie to wyzwanie. Wielkolud coraz mocniej mnie zadziwiał, intrygował.
- Tak? A powyżej jakiego statusu społecznego lubisz? – spytałem wprost, ponownie zaczynając okrążać lwa i szybkim machnięciem ogona próbując go trafić w bok lub w zad. Taka delikatne napomknięcie, by nie pozwalał sobie na za dużo… albo może wprost przeciwnie: zasugerowanie, że może sobie śmiało poczynać. Różnie to można było interpretować. Przejechałem pyskiem po jego robiących wrażenie mięśniach czując, jak są napięte i jak się jeszcze prężą, pod wpływem dotyku. Skupiłem się więc dla odmiany na pieszczocie jego ucha.
- Tak, dzika bestyjka brzmi nieźle. Na użytek prywatny również. Umięśniony, atletycznie zbudowany, silny jak tur, prychający jak wściekły byk, nieposkromiony, ale ciasno spętany. Może poza obróżką, dostaniesz nawet miseczkę ze swoim imieniem, jak zasłużysz – żartowałem sobie. Czułem, że olbrzym z każdą chwilą mnie bardziej pociągał. Niby miałem świadomość, że on to robi specjalnie. Że jest spora szansa, ze to wszystko zaplanował, że doprowadził do tej sytuacji, że ją zainicjował. W końcu… chodziły o mnie różne plotki. Ale nawet jak to podejrzewałem, to nie mogłem mu się oprzeć. Nie gdy był przykuty za nogi do posadzki, gdy miał kaganiec i gdy mogłem z nim zrobić co tylko chciałem. Doszedłem chyba do momentu, gdy częścią ciała, którą myślałem, na pewno nie był mózg.
- Nie pozwalaj sobie za dużo z tym napinaniem na węzły. Bo Cię każę bardziej unieruchomić – zagroziłem mu wezwaniem straży, po czym stając na prawo od niej, spróbowałem go chwycić zębami za kark i naparłem na niego, starając się go zmusić do tego, by się położył. W razie sukcesu próbowałem go przycisnąć przednimi łapami do ziemi, by nawet nie próbował wstać, a jęzorem starałem się przejechać po jego uszach, po chwili znowu je chwytając, celem possania.
- Tak, problematyczny. I problemowy również – odpowiedziałem mu, zastanawiając się, czy rozumie różnice między znaczeniem tych dwóch słów. Wiele lwów używało je błędnie.
- Tak? A w jak bardzo nieprzychylnych środowiskach przebywałeś? Pierwszy raz w niewoli? – zapytałem z ewidentnie fałszywą troską, którą w zasadzie można było odczytać jako ironię i wyśmiewanie. Chciałem go sprowokować, by coś za dużo powiedział. Że był w niewoli, co mogłoby sugerować, że jego wizyta na moich terenach to ultimatum zawarte z innym stadem. Albo że był w niewoli i jakoś zwiał. Lub też przyznanie się, że to najgorsza sytuacja w której trafił. Co by nie powiedział, mogłem z tego wyciągnąć jakąś informację. A im byłby bardziej wzburzony, tym większa byłaby szansa, że mówi szczerze, a nie jedynie próbuje mnie zmylić i oszukać.
Zerknąłem zaskoczony na jego ogon, który zaczepiał mnie, oplatając go wokół łapy. No tego się nie spodziewałem. Już mu go raz przygniotłem, więc chyba mógł się domyślać, że zawsze mogę to powtórzyć. Jak to miałem odebrać? Prowokował mnie do czegoś? Zachęcał? Zawahałem się, słysząc słowa o zaspakajaniu zachcianek. Miałem wrażenie, że nie chodzi mu o wykonywanie rozkazów… tylko o coś więcej. I nie powiem, zaskoczyło mnie to wyzwanie. Wielkolud coraz mocniej mnie zadziwiał, intrygował.
- Tak? A powyżej jakiego statusu społecznego lubisz? – spytałem wprost, ponownie zaczynając okrążać lwa i szybkim machnięciem ogona próbując go trafić w bok lub w zad. Taka delikatne napomknięcie, by nie pozwalał sobie na za dużo… albo może wprost przeciwnie: zasugerowanie, że może sobie śmiało poczynać. Różnie to można było interpretować. Przejechałem pyskiem po jego robiących wrażenie mięśniach czując, jak są napięte i jak się jeszcze prężą, pod wpływem dotyku. Skupiłem się więc dla odmiany na pieszczocie jego ucha.
- Tak, dzika bestyjka brzmi nieźle. Na użytek prywatny również. Umięśniony, atletycznie zbudowany, silny jak tur, prychający jak wściekły byk, nieposkromiony, ale ciasno spętany. Może poza obróżką, dostaniesz nawet miseczkę ze swoim imieniem, jak zasłużysz – żartowałem sobie. Czułem, że olbrzym z każdą chwilą mnie bardziej pociągał. Niby miałem świadomość, że on to robi specjalnie. Że jest spora szansa, ze to wszystko zaplanował, że doprowadził do tej sytuacji, że ją zainicjował. W końcu… chodziły o mnie różne plotki. Ale nawet jak to podejrzewałem, to nie mogłem mu się oprzeć. Nie gdy był przykuty za nogi do posadzki, gdy miał kaganiec i gdy mogłem z nim zrobić co tylko chciałem. Doszedłem chyba do momentu, gdy częścią ciała, którą myślałem, na pewno nie był mózg.
- Nie pozwalaj sobie za dużo z tym napinaniem na węzły. Bo Cię każę bardziej unieruchomić – zagroziłem mu wezwaniem straży, po czym stając na prawo od niej, spróbowałem go chwycić zębami za kark i naparłem na niego, starając się go zmusić do tego, by się położył. W razie sukcesu próbowałem go przycisnąć przednimi łapami do ziemi, by nawet nie próbował wstać, a jęzorem starałem się przejechać po jego uszach, po chwili znowu je chwytając, celem possania.